Uśmiechnęłam się promiennie, kiedy powiedziała o tej kawiarni. W sumie, to ja też bym wypiła kawę. Rano nie zdążyłam i dodatkowa dawka kofeiny naprawdę mi się przyda.
- Pewnie. Niedaleko jest naprawdę fajna kawiarenka i można w niej liczyć na dyskrecję - odpowiedziałam, a po chwili zastanowienia dodałam.
- Możemy wyjdziemy tylnym wyjściem? Fani i media są na zewnątrz...
Westchnęłam. Nie przepadałam za przeprowadzaniem wywiadów w miejscach publicznych, a nawet jeśli to preferowałam jakąś cichą kawiarnię, gdzie mogłam rozkoszować się czarną jak heban kawą… Chociaż wywiady w takich miejscach zdarzały się naprawdę rzadko, prawie nigdy, ale dlaczego tym razem nie mogłabym wykorzystać spóźnienia managera jako pretekst do wyjścia na kawę?
Uśmiechnęłam się w stronę dziennikarki.
- Mój manager spóźnia się już od jakiegoś czasu, nie mam nic przeciwko wywiadowi teraz, jednak wolałabym pójść gdzieś, gdzie można spokojnie wypić herbatę czy kawę. – Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Dzisiaj w szpitalu nie było wielu ludzi, a niedaleko widziałam jakąś opustoszałą kawiarnię. Może udałoby mi się przemknąć do niej bez wzbudzania zainteresowania mediów? - No i dziękuję za troskę. Dziennikarzom, z którymi dotychczas miałam do czynienia zależało tylko na wywiadzie, bez względu na okoliczności. – Wzięłam głęboki oddech. Co prawda nadal kręciło mi się w głowie, ale nie aż tak jak wcześniej, wiec kofeina była idealnym pomysłem na lekkie rozbudzenie moich myśli.
Odetchnąłem nieco, kiedy nie kazała mi wyjść i zostawić siebie w spokoju. W końcu miała do tego prawo. Uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam głową na znak, że będę do niej mówić po imieniu.
- Jak się czujesz? - spytałam. Wcale nie było związane z wywiadem, po prostu... Trafiła do szpitala z powodu zasłabnięcia i wypadało zapytać. Tym bardziej, że widziałam iż była zmęczona. Ale co się tutaj dziwić? Mówiliśmy o Kwon BoA, jednej z najlepszych piosenkarek w Korei Południowej. Ona żyła pracą, a ta wykańczała.
- Jeśli chcesz, to możemy to przełożyć na jakiś inny dzień. Może jakbyś miała chwilę, nawet wieczorem. Nie zajmie nam to więcej niż pół godziny, a ty i tak jesteś wymęczona - dodałam po chwili. Czułam się głupio, że przylazłam aż tutaj, aby zrobić ten wywiad, nie patrząc na to, że BoA mogłaby chcieć po prostu odpocząć.
Widząc zestresowaną, młodą dziennikarkę, parsknęłam cichym śmiechem... Zachowanie dziewczyny wydało mi się naprawdę znajome… Była zupełnie jak ja przed debiutem. Pamiętałam jak pot zalewał moje czoło, kiedy miałam wyjść na scenę. Postanowiłam nieco uspokoić Sherleen, w końcu rozmawiała z normalną osobą, a nie jakąś królewną, pokroju mojej znajomej Gain, która w tego typu sytuacjach zachowywała się wyjątkowo wyniośle, zupełnie jakby była lepsza od innych.
- Dobrze już, dobrze, nie denerwuj się. Kwon Boa. Żadna pani, czuję się wtedy tak staro… - Westchnęłam, starając się utrzymać uśmiech na twarzy. – Nie martw się, nawet gdyby to był długi wywiad… Jestem przyzwyczajona. Ilość pytań mnie nie zraża i tak ciągle pytają o to samo… - Ostatnie zdanie wymówiłam cicho do siebie. W pamięci miałam setki możliwych odpowiedzi, jakie wpajano mi do głowy, abym nie wywołała skandalu. To nie tak miało być. Nie tak wyobrażałam sobie swoją karierę. Byłam pewna, że wreszcie coś osiągnęłam, że będę mogła wyrazić siebie… Nic bardziej mylnego. Byłam jak lalka. Pod ciągłą kontrolą, otwarta na wszystko i zmuszana do poprawek.
Wzięłam głęboki wdech, kiedy kobieta w końcu zwróciła na mnie swoją uwagę. Okej, spokojnie Sherleen, teraz tylko grzecznie powiedz o co ci chodzi i załatwione.
- Mogę? - spytałam, wskazując na krzesło obok, a kiedy dostałam przyzwolenie, usiadłam na nim i przygryzłam dolną wargę. Denerwowałam się. Z resztą jak zawsze przed jakimikolwiek wywiadami, a teraz... sytuacja była nieco inna.
- Przepraszam, że nachodzę panią tutaj, ale byłyśmy umówione na krótki wywiad dziś po południu. Ustaliłabym inny termin, gdyby nie to, że naprawdę trudno mi było zdobyć tę jedną godzinkę, a nie mogę odpuścić tego wywiadu, dlatego... Czy byłaby pani skłonna odpowiedzieć na kilka moich pytań właśnie teraz? Nie będzie ich zbyt wiele! - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu i dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że nawet się nie przedstawiłam. Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło i dodałam:
- Aj, gapa ze mnie! Jestem Kim Sherleen, początkująca dziennikarka w magazynie "Venus".
Kilka sekund zajęło mi uświadomienie sobie, że ktoś coś do mnie mówi. Kobiecy, ciepły głos, który grzecznie starał się zwrócić na siebie moją uwagę.
Przeniosłam wzrok na kobietę. Szczupła, w idealnie dopasowanej spódnicy, brązowo-rudawe włosy i miły uśmiech. Westchnęłam. Ile razy dałam się nabrać właśnie na niepozorny uśmieszek? Raz, dwa, trzy… Potrząsnęłam głową. Musiałam trzymać na wodzy swoją łatwowierność, jednak osoba, która nade mną stała, na razie niczym nie zaskarbiła sobie mojej nieprzychylności. Trzeba było pokazać maniery i nie dać po sobie poznać, że najchętniej rzuciłabym krzesłem, na którym właśnie siedzę o ścianę.
- Tak? – Uśmiechnęłam się i posłałam kobiecie przyjazne, pełne entuzjazmu spojrzenie… choć tak naprawdę zdawało mi się, że już na sam uśmiech zużyłam osiemdziesiąt procent swojej energii.
Rozglądałam się dookoła, mając nadzieję, że uda mi się natrafić na osobę, którą szukam. Tak to już jest, że dostaje się w pracy zlecenia, przez które musisz robić niemal, że za szpiega. A przeprowadzenie wywiadu z Kwon BoA może nie należeć do najłatwiejszych, szczególnie kiedy w ostatnim czasie każdy chciał się z nią skontaktować. Ja też próbowałam. Wiele razy i kiedy w końcu mi się udało ustalić termin na tyci wywiadzik ona musiała trafić do szpitala. Zmarszczyłam z niezadowoleniem brwi, ale już po chwili na moją twarz wstąpił ogromny uśmiech, widząc osobę, którą szukałam. Przyspieszyłam kroku, poprawiając swoją czarną spódnicę. Potrzebuję tego wywiadu, tylko dzięki niemu będę mogła pojawić się w nowym numerze. Nie mogę teraz odpuścić.
- Przepraszam - powiedziałam, zatrzymując się przy piosenkarce i posłałam jej miły uśmiech. Mam nadzieję, że nie weźmie mnie za jakiegoś natręta.
Siedziałam przy biurku, ze znudzenia ręką podpierając brodę i leniwie wodząc spojrzeniem po pomieszczeniu. Kobieta w białym fartuchu mierzyła mi ciśnienie, podczas gdy moje myśli wypełniały sprawy związane z następnym koncertem. To cholerne omdlenie popsuło mi cały grafik. Powinnam była obejrzeć i przymierzyć ubrania na jutrzejsze wydarzenie, przećwiczyć układ i piosenki i w ogóle, ta cała anemia popsuła mi cały dzień… No bo w końcu wystarczyło tylko dać mi dziesięć minut przerwy, abym trochę oprzytomniała i złapała oddech, a nie od razu z paniką w oczach wieźć mnie do szpitala. Nie cierpiałam sprawiać ludziom problemów, zresztą tego samego oczekiwałam od innych. Żeby po prostu dali mi spokój. Chciałam wykonać wszystkie swoje obowiązki w stu procentach poprawnie, żeby potem poczuć satysfakcję ze swoich starań, jednak… Ostatnio jakoś nawet nie przykładałam się do śpiewania. Odkąd terminy goniły, nie miałam czasu na włożenie uczuć w piosenkę. Wszyscy powtarzali, że piosenki pisane przez zawodowców wyjdą szybciej i od razu staną się hitami. Gówno prawda.
Usłyszawszy westchnienie kobiety, która odłączyła mnie od aparatu, wstałam i ukłoniłam się, dziękując za opiekę. Może byłam zła, ale lekarka niczym mi w końcu nie zawiniła. Wyszłam z gabinetu i usiadłam na krześle, czekając aż przerażony moim dzisiejszym stanem zdrowia manager raczy mnie stąd odebrać. Nie pozostało mi nic, jak tylko założyć nogę na nogę i zacząć wpatrywać się w śnieżnobiały sufit. Ugh.