Nana miała ochotę odetchnąć z ulgą, gdy tylko postać w kostiumie zaczęła dawać znaki życia. Gdy już pozbawiła misia głowy, jakkolwiek to brzmi, w jej oczach ponownie pojawiło sie zaskoczenie. Nie spodziewała się ujrzeć uroczej dziewczyny i to z zielonymi włosami. Jak nietypowo i oryginalnie! Przez moment miała ochotę ich dotknąć, jakby chciała sprawdzić czy są prawdziwe. Wydawała się być krucha i delikatna, a widząc jej rumieniec i zawstydzenie, nie potrafiła powstrzymać delikatnego uśmiechu.
-Och, dziękuję... -odpowiedziała zaskoczona, a jej uśmiech momentalnie się poszerzył. To było bardzo miłe zwłaszcza, że balon był w jej ulubionym kolorze. Kiedy dziewczyna się podniosła, ona zrobiła to samo. Chociaż jej zdaniem nie ma za co przepraszać. Każdemu się zdarza chwila nieuwagi. Jednak jej pracodawca może nie być tak wyrozumiały.
-Mam nadzieję, że nie będziesz miała problemów... Na pewno nic Ci nie jest? -zapytała kiedy jej uważny wzrok przesuwał się po postaci dziewczyny, jakby miała rentgen w oczach. Zaraz się jednak opanowała, bo musiało to dziwnie wyglądać. Po chwili spontanicznie chwyciła ją za rękę i poprowadziła w stronę ławki. Chwila przerwy nikomu nie zaszkodzi.
-Musisz być zmęczona. Na pewno w tym stroju jest bardzo gorąco. Nic się nie stanie jak na chwile usiądziesz -wyjaśniła pośpiesznie,by zielonowłosa się nie wystraszyła, bo przecież Nana nie miała złych zamiarów. Kiedy odkładała głowę misia na bok zrozumiała, że ciągłe trzymanie balona może być kłopotliwe.
-Czy mogłabyś go przywiązać? -zapytała wyciągając rękę w kierunku dziewczyny. Nie chciała pozwolić, by balon jej uciekł, ponieważ ten niewielki przedmiot zdołał wywołać uśmiech, w tym jakże nieprzyjemnym dniu.
- U-ugh... - jęknęła cichutko, mocno zaciskając rękę na ostatnim balonie, który jako jedyny jej nie uciekł. Świetnie, nie dość, że obiła sobie kończyny, to teraz jeszcze prawdopodobnie straci pracę... Lepiej być nie może! Tylko szefa tuż obok brakowało jej do pełni szczęścia, które pod maską wiecznej radości chowało największy koszmar w życiu Lime... I zapewne udusiłaby się w tym kostiumie, nie mogąc ściągnąć z siebie głowy misia, gdyby nie zrobiła tego za nią... Uniosła wzrok ku górze i właśnie wtedy czyjaś twarz zasłoniła jej przyjemne promienie słońca, lecz to nic, bo zielonowłosa miała wrażenie, jakby zobaczyła swoją małą, prywatną gwiazdę. Nagle niestraszny jej był szef czy utrata pracy, bo tuż przy sobie miała właśnie tę dziewczynę. I ta najwidoczniej martwiła się o nią.
- J-ja... Proszę! - Szybko wręczyła jej owego balona, próbując schować czerwoną twarz za długą grzywką, a że nie wyszło jej to zbyt dobrze, to podniosła się, po czym otrzepała niewidzialny kurz z futerka. - Przepraszam, powinnam była uważać. - Po dłuższej chwili złożyła głęboki ukłon w stronę brunetki, jakby w ten sposób chcąc okazać szczerą skruchę.
Z każdej strony docierał do niej śmiech i okrzyki świadczące o dobrej zabawie. Wszyscy miło spędzali czas. Wszyscy oprócz niej. Miała ochotę zerwać się z miejsca i stąd uciec, ale opuściły ją chyba wszystkie siły, bo nadal siedziała w jednym miejscu. Nawet nie starała się zatrzymać słonych łez, które uparcie spływały po policzkach, rozmazując przy tym tak starannie wykonany makijaż. A tak jej zależało, by ładnie dzisiaj wyglądać. Nawet założyła swoją ulubioną zieloną sukienkę. Przeklęty idiota tego pożałuje! Nana z pewnością tego dopilnuje. Właśnie miała pomyśleć nad planem zemsty, gdy nagle coś narobiło hałasu, jednocześnie przywracając dziewczynę do rzeczywistości. Od razu spojrzała w tamtym kierunku i... czy przed nią leży... miś? ten widok kompletnie ją zaskoczył. I do tego miał w ręku balon,który jako jedyny nie uciekł. Odruchowo spojrzała w górę.
-Jaka szkoda... -powiedziała cicho do samej siebie, jednocześnie patrząc na kolorowe, napełnione helem przedmioty, które teraz tańczyły na tle jasnego, prawie bezchmurnego nieba. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili do niej dotarło, że przecież pod tym kostiumem kryje się człowiek! Ta myśl wystarczyła, by Nana zerwała się z miejsca.
-Czy wszystko w porządku? -zapytała z wyraźną troską i niepokojem w głosie, gdy tylko przykucnęła tuż obok postaci w stroju niedźwiedzia. Nie wiedziała jak ma się zachować. Pomóc wstać czy od razu wezwać pomoc? Przede wszystkim chciała mieć pewność, że ta osoba jest przytomna, dlatego postanowiła ostrożnie zdjąć górę kostiumu, którą stanowiła głowa misia. Mogła sobie jedynie wyobrażać, jak gorąco i niewygodnie musi być w takim przebraniu. Zwłaszcza latem.
W miejscu tym było tak wiele przeróżnych atrakcji, że gdyby przyszła tu jako gość, zapewne nocowałaby na jakiejś ławce przeszło kilka dni, byleby tylko wszystkie odwiedzić dwa, może nawet trzy razy. Na szczęście odpowiadało jej to, że zamiast zadowalać się ekscytującym przejażdżkami, musiała chodzić po wyznaczonym rewirze i rozdawać balony, bo praca ta do trudnych nie należała, a dzięki niej Lime miała choć trochę pieniędzy na własne przyjemności.
Nic więc dziwnego, że stało się coś, przez co prawdopodobnie cała jej kariera jako lunaparkowy miś została zniszczona w dosłownie kilka sekund, lecz... gdyby zielonowłosa miała cofnąć czas, prawdopodobnie nigdy nie zmieniłaby w tamtej chwili swoich decyzji.
Otóż w pewnym momencie, kiedy z kantorka zabrała naręcze około dwudziestu kolorowych balonów, po czym wyszła z nimi z powrotem do parku, kątem oka zauważyła ławkę. Oczywiście nie taką zwykłą, w gruncie rzeczy nie wyróżniała się niczym od innych stojących tu ławek. Prócz jednego szczegółu. Siedziała na niej dziewczyna. Chyba w jej wieku, mimo wszystko wyglądała o wiele dojrzalej, a już na pewno delikatniej... Zupełnie jak lalka. I zapewne Lime poszłaby dalej, gdyby nie zauważyła łez na idealnej twarzy owej dziewczyny. Żwawo spływających po tych zaczerwienionych policzkach. Wiedziała, że powinna iść, lecz mimo to zboczyła ze swojej trasy, by w swoim zamiarze usiąść tuż obok owej brunetki. Niestety, jej plan został zniweczony w jednej tylko chwili... Bo gdy odległość między nimi diametralnie zmniejszyła się, ona po prostu zahaczyła nogą o wystający kamień i z hukiem upadła na ziemię... A z jej dłoni uciekły wszystkie balony. Wszystkie prócz jednego.
To był ładny, słoneczny dzień. Miał się stać jeszcze piękniejszy za sprawą pewnego człowieka, na którego czekała. Zazwyczaj była bardzo zajęta i nie miała czasu na tego typu rozrywkę, dlatego była taka rozradowana i szczęśliwa na samą myśl o wesołym miasteczku. Czekała więc cierpliwie w umówionym miejscu i obserwowała przechodzących obok niej ludzi. Wesołe dzieci, szczęśliwe rodziny, zakochane pary... a czas płynął i płynął. Minęło pół godziny, godzina. Nana zaczęła się niepokoić, ponieważ nigdy wcześniej się to nie zdarzało. A jeśli coś się stało? Wyciągnęła telefon i wybrała odpowiedni numer. Niestety to był wielki błąd. Momentalnie wstrzymała oddech, gdy tylko usłyszała kobiecy głos zamiast męskiego. Kompletnie zaniemówiła, bo i nie wiedziała co powiedzieć. Chciała sobie wmówić,że nie ma się czym przejmować, ale po chwili wszystko się wyjaśniło. A raczej on to wszystko wyjaśnił. Rozłączyła się nim mężczyzna skończył mówić i usiadła na pierwszej lepszej ławce, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Co powinna ze sobą zrobić? Jednak faceci to kompletni idioci! Moze naprawdę powinna spróbować z kobietami? Przynajmniej potrafiła je zrozumieć i żadnej by nie zraniła, tak jak to robią bezmyślni faceci, którzy traktują je jak zabawki. Po raz kolejny się zawiodła. Była tak bardzo naiwna i tak bardzo zła, że miała ochotę się rozpłakać.
Uniosła głowę, jednocześnie przymykając powieki, by być w stanie dojrzeć trzymane w drżącej łapie balony, których kolory mieniły się w promieniach porannego słońca. I choć trudno było jej wykonać jakikolwiek, choćby najmniejszy ruch poprzez strój, w który przyodział ją złośliwy kierownik, to i tak nie straciła ani krzty dobrego humoru, a na jej twarzy jawił się przyjemny, mimo to skryty za głową misia uśmieszek.
To był kolejny dzień jej dorywczej pracy, która zapewne dla innych byłaby istną męką - no bo jak można przez bitych kilka godzin stać, dusić się w grubym stroju niedźwiedzia i jeszcze być otoczonym przez gromadkę nieznośnych dzieci, a mimo to nadal być z tego zadowolonym? Tak przynajmniej komentowała jej zachowanie sąsiadka, która codziennie witała ją wymuszonym uśmiechem, kiedy to Lime spieszyła się do wesołego miasteczka. W sumie to zielonowłosa potrafiła wytłumaczyć swoje zachowanie. Wystarczyło spojrzeć na jej domek, jego wnętrze, na kolor włosów dziewczyny lub chociażby zapoznać się z jej dziecinnym charakterem. Taka właśnie była i nie mogła tego w jakikolwiek sposób zmienić. Być może dlatego mimo iż mieszkała w Seulu dobrych kilka lat, to nie mogła znaleźć bratniej duszy? Bo nikt na dłuższą metę nie potrafiłby znieść jej sposobu bycia?
Westchnęła, dając balona jakiejś uroczej, lecz zakłopotanej tym wszystkim dziewczynce.