Czulem w sobie taki strach i rozpacz. Niby nie laczylo nas nic wielkiego ale mialem wrazenie jakbym go tracil. Chcialem sie podniesc zeby dac mu wode mio drzenia wlasnych rak i nog ale ten nagle sie podniosl i tak rozchwiany na boki ruszyl w strone wyjscia biorac po drodze swoje rzeczy. Wyszedl bez slowa. Od razu wstalem za nim pilnujac by nie upadl. Wzialem ze soba rzeczy i pobieglem tuz za nim. Jednak nim zdazylem go dogonic ten juz jechal w windzie. Ile sil mialem teraz w nogach ruszylem biegiem po schodach prawie sie z nich turlajac gdyz nogi prawie mi zjezdzaly. Naprawde balem sie teraz o niego. Balem sie ze przez to co sie stalo moze sie juz robic tylko gorzej. Winda chyba byla pierwsza na dola bo zanim zszedlem winda stala juz spokojnie na dole. Wybieglem z budynku rozgladajac sie goraczkowo w ktora strone mogl pojsc. Pobieglem w pierwsza strone w jaka ja bym poszedl. Znalazlem go pare krokow za budynkiem wchodzacego do parku. Nie wiem czy bylem zmeczony czy to juz nogi odmowily mi biegu ale zatrzymalem sie na chwile lapiac oddech. Serce bilo mi jak szalone. W chwile potem ruszylem w jego strone chca go wkoncu dopasc w swoje rece i nawtykac mu co teraz mysle. Ze jest niepowazny i naraza sie niebezpieczenstwo po tym co sie z nim stalo.
Przez chwilę próbowałem się wyrwać ale uspokoiłem się po chwili. Wiedziałem, że nie miał złych zamiarów a narobiłem już i tak za dużo panikii. Dałem się grzecznie położyć na kanapie tylko po to, by po chwili uznać, że chciało mi się pić. Podniosłem się ciężko,prawie się przewróciłem ale zacząłem iść w stronę drzwi, po drodze podniosłem swój portfel i telefon. Nie zamierzałem tam wracać. Przy drzwiach odwróciłem się na chwilę i zawahałem, chcąc coś powiedzieć ale wyszedłem w końcu bez słowa. Nalałem sobie wody i ruszyłem w stronę windy. Nie miałem siły na schody.
To trwalo zdecydowanie za dlugo. Chcialem juz biec po kogos z personelu ale sie zaczal uspokajac. Czulem jak miesnie mu wiotczeja i jak przestaje drzec. Widzac jego zrozpaczona buzie pomoglem mu wytrzec mokre policzki. Katem oka widzialem jak unika kontaktu wzrokowego wiec nie nalegalem. Zamknalem siebgryzac nerwowo warge. W srodku czulem jakby nagle mialo mnie rozerwac od srodka i wyjsc na wierzch. Mialem zle przeczucia. Widzac jego zazenowanie sytuacja zrozumialem ze pewnie wolalby abym nienwidzial go w takim stanie. Nie wiedzialem jak mam mu pomoc. Nawet troche. Ale sadzac po tym ze mnie odpychal podnioslem go tylko i posadzilem na kanapie.
Nawet nie wiedziałem ile to trwało, prawdopodobnie jakieś pół godziny, ale dla mnie to było jak wieczność. Po jakimś czasie umierania po prostu zaczęło mi się robić coraz lepiej. To było normalne, tak mi kiedyś powiedzieli. Bo ponoć ludzkie ciało nie umie utrzymać paniki zbyt długo i prędzej czy później uspokoi się samo.
Oddychałem coraz spokojniej, czułem, jak mój puls się spowalnia. Drżenie rąk także powoli mi się uspokajało. Odsunąłem go delikatnie licząc na to, że pozwoli mi skoro już czułem się leoiej. Otarłem oczy wierzchem dłoni, ale było ich za dużo i skończyło się na tym, że po prostu zmoczyłem sobie ręce ale nie wysuszyłem twarzy. Przeklnąłem cicho dość delokatnym, słabym głosem i próbowałem wytrzeć oczy rękawem. Nie patrzyłem na niego i nie zamierzałem, nie chciałem w ogóle z nim rozmawiać. Nie mogłem w to uwierzyć. Nikt nigdy nie widział mojego ataku paniki... I czułem bardzo bardzo źle z tym, że pierwszy raz w ogóle nastąpił. Czułem się zagrożony, jakby Bang miał zaraz wybuchnąć i mnie zabić, dlatego w tamtej chwili postanowiłem już na sto procent, że zerwę z kim kontakt. Tylko musiałem jakoś uciec...
Z przerazeniem w oczach patrzylem na to cale widowisko nie wiedzac co robic. Niewiedza o drugiej osobie jest przytlaczajaca. Dopiero po pewnej chwili polapalem sie ze to panika. Wierzgal sie mi jak szalony i dostal nawet mocniejszych drgawek. Zluznilem uscisk zeby nie zrobic mu krzywdy na ciele i pilnujac by nie upadl glowa na podloge czekalem w cichy patrzac mu w oczy az sie uspokoi. Nie liczylem na zadne wyjasnienie... Staralem sie zrozumiec sam i wytlumaczyc to sobie. Niestety tak sie nim przejalem ze jedyne o czym myslalem to zeby mu przeszlo. Mialem ochote sie rozplakac ale gdybym to zrobil pokazalbym ze tez sie denerwuje. A gdyby Zico to zobaczyl pogorszyloby mu sie bardziej. Probowalem juz go nie dotykac ale miec go w objeciach.
Leżałem tak na podłodze cały we łzach, szumiało mi w uszach tak, że nawet nie słyszałem jego słów. Trzęsłem się cały i było mi zimno, myślałem że zemdleję albo umrę, praktycznie czułem się jakbym był już martwy. Czułem się taki...pusty i lekki. Z jednej strony wydawałoby się to być uczuciem wręcz pozytywnym, jednak nie była to uspokajająca pustka. Była to pustka która przytłaczała mnie, sprawiała, że czułem się jakbym miał się zapaść pod własnym ciężarem i nie być nigdy w stanie się podnieść. Byłem pozbawiony wszystkiego, myśli, ciepła, uczuć. Jedyne co mi zostało to drgawki, łzy, mgła przyćmiewająca mój umysł i bicie serca tak szybkie, że czułem się jak na granicy zawału i pewnie nie było to dalekie od prawdy. Traciłem czucie w palcach i było mi słabo.
Nagle poczułem jak ktoś mnie dotknął i w moim pustym umyśle nagle zapaliła się czerwona lampka. Poczułem tak ogarniającą panikę, że moje drgawki wzmocniły się przynajmniej dwukrotnie. Zawyłem, nawet tego nie zauważyłem bo nadal szumiało mi w uszach. Rzucałem się, próbując się wyrwać jednak ledwo byłem w stanie panować nad swoim ciałem. Byłem osłabiony i nie miałem na nic siły, ale panika i przyśpieszony puls nadal pozostawały.
Byłem pewien, że umierałem i była to przeraźliwie powolna, bolesna śmierć.
[jestem okropny, zrobilem z zico psychola...bubu...]
Czekalem grzecznie az mi odpowie. Ale mimo tego nie dostalem zadnej odpowiedzi ktora porzadalem lecz powtorke tego samego zdania ktore wbijalo mi gwozdzie w serce. Czulem jak serce bije mi mocniej, a zyly ktore dostawaly coraz wieksza ilosc krwi tak pulsowaly ze z bolem czulem je wszystkie. Nikt jeszcze nie doprowadzil mnie do takiego stanu w jakim teraz bylem. Natloczenie wszelakich emocji wprawilo mnie w niewyjasniony paraliz. Kiedy jednak ten upadl mi z hukiem na kolana jeknalem zalosnie jakbym chcial odebrac od niego caly bol jaki w tej chwili poczul, potem widzialem tylko splywajace lzy i jak polegl na podloge niczym bezradne dziecie.
-Boze Zico wstan! Co sie z Toba dzieje?!- wykrzykiwalem juz na tyle przestraszony ze nie wiedzialem co mam robic. Z jednej strony balem sie go dotknac zeby go bardziej nie wkurwic, nie zranic co tez odczulem. Z drugiej strony wolalem go do siebie przytulic. I tak ukleklem obok niego prawie sie zanoszac lzami jak on mentalnie chcac z nim dzielic ta rozpacz jaka widzialem przed oczami. To bylo gorsze niz jakiekolwiek inne katusze, nie zdazylem dobrze oswoic sie z tym ze cos do niego czuje a teraz mam taki wyrzut sumienia ze go zranilem. Otarlem rekawem jego mokra buzke z lez troski jak matka o syna i podnioslem lekko za ramiona przytulajac mocno do siebie i chodzby sie tarmosil i wyrywal tym razem nie mialem zamiaru go puszczac. Wiedzialem ze moze zaraz znowu protestowac i mnie odganiac. Ale ja chcialem to stlumic. Uspokoic go.
[gdybyś przestał decydować o tym, co moja postać robi, that'd be great. XD jiho nie uderzył guka, kay?]
Stałem tak z zaciśniętymi oczami i pięściami, próbując wyrzucić go ze swoich myśli, jednak nie byłem w stanie tego zrobić. Czułem coraz większą wściekłość i nawet nie wiedziałem na co. Prawdoposobnie na siebie samego. Warknąłem cicho. Gdy usłyszałem jego pytanie, tylko ścisnąłem mocniej palce, wbijając paznokcie w wewnętrze części swoich dłoni, przez chwilę byłem pewien, że zaczną krwawić, próbowałem się skupić, wyobrazić sobie, że go nie ma, że jestem sam, próbowałem spokojnie oddychać, ale było mi coraz trudniej, czułem coraz większe buzowanie w środku i zrobiło mi się niedobrze... Odsunąłem się gwałtownie gdy do mnie podszedł i zawyłem.
- Nie. Dotykaj. Mnie. - Warknąłem, jednocześnie dławiąc się łzami, których nawet nie zauważyłem. Próbowałem odejść, odbiec wręcz, ale nogi mi się tak zatrzęsły, że upadłem. Uderzyłem mocno kolanami o podłogę ale ledwo to w ogóle poczułem, taki ból nie robił już na mnie praktycznie wrażenia. Zamiast wstać, usiadłem na podłodze ze spuszczoną głową, tylko po to, by chwilę potem opaść na bok do pozycji leżącej. Twarz miałem całą mokrą od łez które leciały kompletnie bez powodu, ale starałem się tym nie przejmować. Próbowałem się skupić. Wdech, wydech, wdech, wydech...
Co? Nie bylem wstanie pojac co sie wlasnie stalo. Uderzylem plecami i glowa o twarde oparcie i pulke co sprawiloze poczulem straszny bol. Przeklalem pod nosem bo kto tak mocno odpycha. Spojrzalem na niego troche zirytowany nagla zmiana jego nastroju. No bo ludzie pierwszy ra widze mezczyzne ktory ma takie wahania humorkow. Zdecydowanie nie podobalo mi sie to. Zbyt czesto tak sie mu dzialo. I wtedy nagly blysk w mojej glowie. A mianowicie czy on... Nie mial jakis problemow ze soba? Jeszcze chwile temu ja go karmilem on sie cieszyl ja sie cieszylem i mnie pocalowal a tera takie zlosliwe "nie dotykaj mnie"? Nadal nie docieralo do mnie co sie dzieje ale odruch nakazal wstac i spytac. Mimo mojej zlosci troska i zmartwienie daly za wygrana. To uczyniwszy podszedlem do niego blizej trzymajac sie za bolaca jeszcze glowe.
-Zico, boze co sie stalo?- w glosie bylo slychac moje przejecie nim. Bo to nie bylo normalne. Widzac ze nadal ma zamkniete oczy a dlonie zaciskaly mu sie w piesci troche sie balem zeby mi zara nie przylozyl. Teraz kiedy widze jego stan uswiadomilem sobie cos.. I jeszcze te histawki.. Czy on ma problemy psychiczne? Albo sobie nie radzi z czyms? -...Zico czy wszystko w porzadku?- wymamrotalem juz najmilej jak moglem bo co jak co nadal bylem zly. Siegnalem reka do jego dloni zeby go do siebie odwrocic jednak ku memu zaskoczeniu poczulem jak zapiekl mnie policzek... Zapiekl? Zabolal?... Zico co z Toba jest?
Robiło mi się coraz bardziej goraco. Zadrżałem lekko. Nie rozumiałem kompletnie co się ze mną działo... To był pierwszy raz gdy coś takiego czułem i nadal się do tego nie przyzwyczaiłem, w koncu ledwo minął dzień od kiedy się to zaczęło. Gdy spojrzał w moje oczy, zamknąłem je, nie będąc w stanie utrzymać jeo wzroku i coś zaczęło się we mnie kotłować, ale tymbardziej nie rozumiałem co. Nagle w mojej głowie pojawiły się te wszystkie myśli, które tak próbowałem z niej wywalić...
Położyłem dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnąłem go stanowczo, chyba nawet trochę za mocno bo poleciał do tyłu. Nie panowałem za bardzo nad sobą gdy byłem w złym stanie psychicznym. Podniosłem się szybko z kanapy i wstałem, odchodząc od niej kilka kroków. Stałem tyłem do niego, nadal nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.
To nie mogło wypalić. Po prostu nie było takiej szansy. Wiedziałem, do czego on zmierzał ale ja nie mogłem na to pozwolić, bo...nie mogłem, po prostu. Wiedziałem, że to tylko skończy się gorzej. Nie byłem gotowy i, szczerze, wątpiłem bym był kiedykolwiek. Powinienembył to skończyć zanim się zaczęło, powinienembył przestać żyć tą chwilą, która nie miała prawa istnieć...
- Nie dotykaj mnie więcej. - Warknąłem, chociaż nie było to nawet bliskie temu, co zamierzałem mu powiedzieć. Planowałem tylko stwierdzić, iż nie był to dobry pomysł i przeprosić go grzecznie... Nie chciałem go ranić, a ciągle to robiłem.
[ja tym bardziej teraz >< probuje wymyslic]
Pierwsze co mnie uderzylo w nim to jego nagla ulegliwosc na mnie. A przeciez jeszcze w windzie probowal mnie zdominowac. Czyzby nagle mu sie odmienilo? Pare razy jeszcze zasmakowalem jego ust a potem spojrzalem w jego oczy. Twarz mial delikatna, porcelanowa wrecz. Juz przy samym jej dotykaniu czullem ta delikatnosc i wrazliwosc. Paluszkiem przesunalem po lini kosci szczekowej kon czac na podbrodek i lapiac go ostatecznie wgryzlem sie delikatnie w jego warge. Nie wiem co we mnie wstapilo ale chcialem wiecej. Dopiero kiedy sie lekko poruszyl poczulem ze wlasciwie lezymy cialo na ciele, co przyprawilo mnie o lekki dreszcz. Wolna dlonia oparlem sie tuz obok jego ciala lekko sie unoszac tak nad nim.
Uśmiechnąłem się w jego usta. Kochałem te jego reakcje na mój dotyk. Objąłem go w pasie. Gdybym się nad tym zastanowił, pewnie znalazłbym milion powodów, dla których niepowinienembył tego robić, i dlatego zdecydowałem się nie myśleć, zatracić się w jego ustach przynajmniej tak długo, jak byłem w stanie. Westchnąłem w jego usta gdy oddał pocałunek.
[bardzo bardzo bardzo nie wiem co mam pisac x.x]
Jakie to było przyjemne tak karmić Zico. Jak dziecko. Jednak nagle zdrętwiałem.. Albo paraliż jakiś bo poczułem jak ten mnie pocałował. Nie wiem czy byłem zaskoczony czy zdziwiony ale minę musiałem mieć śmieszną. Zanim zdążyłem przeanalizować co właśnie się stało i zanim dotarło to do mnie że mnie pocałował minęło troszeczkę. Co prawda skończył już jeść i on tak w podziękowaniu czy coś... Ale zrobiło mi się miło i ciepło na sercu, a za razem po ciele rozlał się jakiś taki żar.
Odłożyłem puste już pudełko i od razu złapałem go za buzię całując w odwecie. Na prawdę ja nie potrafię powstrzymać własnych emocji i uczuć. A jeszcze jak to był Zico to już całkowicie szalałem bez opamiętania. Opadł on do tyłu na sofę a ja razem z nim nie przestając. Czułem się... tak spokojnie i tak przyjemnie.
Cały czas ciepło się uśmiechałem, zapominałem nawet o swojej zimnej stronie. Jedzenie to był bardzo dobry sposób na podbicie mojego kamiennego serduszka, to był fakt. A szczególnie takie pyszne jedzenie. Jadłem aż mi się uszy trzęsły, kątem oka zauważając, jaką radochę to sprawia Yonggukowi. Aż w tym całym przypływie radości nachyliłem się i cmoknąłem go w usta.
Ojeeej wyglądał tak słodko jak otworzył buzie mówiąc "aaa". A każdy o tym wie że ja uwielbiam słodkie. A do tego zajęczał jak kotek... Oh no zakochałem się w nim!
-To teraz masz okazję zjeść najzdrowsze domowe jedzenie- powiedziałem zadowolony że mu smakuje. Widząc że czeka na kolejną porcję posadziłem go na sofie biorąc ze sobą pudełko i zacząłem go karmić. Cała w tym przyjemność była ze syciłem się widokiem takiego Zicacza. Oww czym sobie zasłużyłem? Aż miałem ochotę złapać go za policzki i wytarmosić jak ciotka.
- Oh... - Uśmiechnąłem się delikatnie. "Troskliwy facet", huh... Zacząłem się zastanawiać, jakie to uczucie, gdy ktoś się o Ciebie troszczy. Ja byłem raczej samowystarczalny i nikt się nigdy nie przejmował dbaniem o mnie, bo spokojnie radziłem sobie sam. Zazwyczaj też sam nie dbałem o innych, pomijając oczywiście resztę Block B. O nich troszczyłem się bardzo, ale oni się nie liczyli. Byli dla mnie jak rodzina, w sumie bardziej niż moi prawdziwi krewni.
Gdy poczułem zapach, aż westchnąłem i oblizałem usta. Pachniało wyśmienicie...
- Ahh... Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem coś domowego. - Westchnąłem znów, po czym otworzyłem buzię, mówiąc grzecznie "aaa" i poczekałem, aż włożył kawałek kurczama do mojej buzi. Zjadłem od razu i aż jęknąłem cicho. Było takie dobre! Dosłownie sekundę potem moje usta już czekały otwarte na więcej jedzenia.
-Moja noona. To jeszcze bardziej troskliwa kobieta niz ja troskliwy facet.- usmiechnalem sie do niego odstawiajac kawy i biorac pierwsze pudeleczko. Zapach jaki sie rozniosl byl niesamowity.
-Aaah~ noona chyba sama robila. Bulgogi z kurczakiem w sezamie~- rozsmakowany w potrawach opiekunki chwycilem odrazu za paleczki probujac potrawy. Mm byla wysmienita. Potem chwycilem kawalek kurczaka i podstawilem po pyszczek Zico -Powiedz aa~- usmiechajac sie tak do niego jedna reka trzymalem paleczki a druga podstawilem mu pod buzie jakby mu sie nie zmiescilo. Bylem pewien ze mu zasmakuje. Chyba ze mial tak samo krolewskie podniebienie jak Himchan wtedy bylby problem. Chociaz tak nie wygladal to jak juz wspomnialem nie wiem czego sie po nim spodziewac mozna.
Nie patrzyłem na niego, ale wyczułem że się zdziwił gdy usłyszał moje słowa. Nie przejmując się tym, pracowałem nadal. Szło mi dobrze i wiedziałem, że niedługo skończę kolejny utwór... Tak właśnie z mini albumu nagle robi się pełny album. Wszystko przez nudę Zico. Zaśmiałem się cicho pod nosem.
Usłyszałem że wychodzi i westchnąłem cicho. Zamyśliłem się, chwilowo odpuszczając sobie pracę. Nie wiedziałem, co powinienem z nim zrobić, ba, nie wiedziałem nawet, czego chciałem. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nigdy nawet nie podejrzewałem, że mogę kiedykolwiek kogokolwiek polubić... Ale Yongguka lubiłem. Nie wiedziałem, czy byłbym w stanie być z nim w związku, ale czasami on sprawiał wrażenie, jakby na to liczył... Może myślałem trochę za dużo?
Pokiwałem głową, jakby odpowiadając sobie sam na pytanie. Tak, zdecydowanie myślałem za dużo. O nim, o nas. Ten związek nie miał szans, a nawet jeśli, to on napewno wcale tego nie chciał. To tylko były moje urojenia.
Zdziwiłem się nieco gdy wrócił już po chwili i zaśmiałem się.
- Szybko żeś zrobił te zakupy. - Spojrzałem na niego przez ramię. - "Nakarmić"? Że kto niby Ci kazał mnie nakarmić..? - mimo wszystko, grzecznie wstałem i podszedłem do niego, unosząc brwi.
[Cichaj xD]
Stanalem jak wryty jak mi odpowiedzial. To bylo takie kochane. Na prawde ja sie juz boje pomyslec czego jeszcze moge sie po nim spodziewac. No nic. Wzialem portfel. I telefon w kieszen w razie co i wyszedlem z studia kierujac sie do windy ale zaraz przypomnialem sobie ze w niej utknalem z Zico. Postanowilem wiec sie cofnac do schodow. Traf chcial spotkalem po drodze noone ktora sprawuje piecze nad naszym zespolem. Chwala jej za to ze tak sie nami opiekuje. A jak juz przy tym jestesmy to dopilnowala mnie skubana. Wie kiedy sie zjwac... Z obiadem w dloniach. Trzymala w reku dwa pudelka z obiadem. No noona kocham Cie. Podarowala mi je i poprosila by nakarmic Zico. Stwierdzila tez ze za dlugo przesiaduje w pracy i malo je. Ohh ta prosba zeby go nakarmic naprawde mi sie spodobala. Podziekowalem jej jeszcze raz a kiedy juz poszla ja radosnie skierowalem sie do studia. Ale czo to. Znowu do mnie podleciala i wpakowala mi jeszcze na pudelka dwie kawy z Starbucksa. Bylem juz gotow jej sie rozplakac dziekujac. Bede musial jej sie odplacic. Ta kobieta jest prawie jak mama. "Matoki Mama!!" Pierwsze co mi sie w glowie zaplatalo. O boze jak ladne pachnie..
Kiedy wrocilem do studia ten nadal tkwil przed swiecacym pudlem. Przewrocilem oczami i wiedzac ze mnie nie slyszy podszedlem do niego i noga obrocilem go w swoja strone usmiechajac aie jakbym cos chcial.
-No stary.. Chcesz tego czy nie ale dostalem rozkaz nakarmienia Cie- smiejac sie tak postawilem wszystko na stole. -Chodz tutaj- rozkazalem mu.
[wow XD zamieniasz sie w zico!]
Nie odpowiedziałem gdy wyznał mi, co do mnie czuje. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, nie wiedziałem, co ja czułem do niego... Niby było to coś nadzwyczajnego, bo nie pamiętałem, by ktokolwiek kiedykolwiek był w stanie tak łatwo ocieplić moje serce. Lubiłem go na swój własny, dziwny sposób ale nie wiedziałem, jak bardzo.
No i, jego wyznanie także nie wyjaśniło mi za dużo. Uwielbiał mnie, ale...w jakim sensie? Jak przyjaciela, czy trochę bardziej? Gdy mnie pocałował, upewniło mnie to w przekonaniu, że raczej "trochę bardziej". Nie wiedziałem już, co o tym myśleć. Z jednej strony chciałem to zignorować, tak, jak zazwyczaj zrobiłbym z cudzymi uczuciami, ale...lubiłem Yongguka. Nie chciałem go zranić.
Oddałem delikatnie pocałunek chwilę przed tym, gdy się odsunął i odwzajemniłem lekko uśmiech.
- Nie, dzięki. - odpowiedziałem, odwracając się spowrotem do komputera. - Oh, i ja Ciebie też lubię. - Dodałem po chwili.
[zaskocze Cie i powiem ze Nie xD]
-Wiesz co? Uwielbiam Cie Zico- wyszeptalem mu do ucha. Naprawde go lubilem i to bardziej niz kogo kolwiek.
Zaskoczyl mnie nawet tym ze sie przytulil i usmiechnal. Chociaz i lepiej ze sie usmiechnal. Lubilem kiedy sie usmiechal. Mial wtedy taki sliczny wyraz twarzy. I oczek mu widac nie bylo nawet ale to sprawialo ze cos mnie az w srodku ciagnelo do niego.
Zlapalem go za ten usmiechniety pyszczek i skradlem mu pocalunek. Jakos.. Mniej mnie to krepowalo niz wczesniej. Wrecz chcialem obdarowywac go caly czas calusami. Patrzac mu tak w oczy usmiechniety wyprostowalem sie powoli ostatni raz jeszcze smakujac.
-No dobra juz Ci nie przeszkadzam pracusi~- z rozbawionym glosem jeszcze tak na niego patrzylem i wrocilem do plecaka. -Ide kupic cos jesc bo burczy mi w brzuchu. Chcesz cos?- zapytalem z troski o niego.
[okres? XD]
Podskoczyłem lekko gdy mnie objął, nie spodziewałem się tego w sumie ale wtuliłem się w niego. Ściskał mnie tak mocno, i jeszcze trzymał swój policzek przy moim, że aż nie mogłem powstrzymać tego uśmiechu który pojawił się na moich ustach. No i on niby nie był uroczy? Po chwili nawet odsunąłem ręce od myszki i keyboarda i również go utuliłem. Staliśmy tak w swoich objęciach i była jakaś taka miła atmosfera... Byliśmy naprawdę dziwni. Raz przytulaliśmy się jak najlepsze przyjaciółki, a chwilę później mieliśmy ochotę się pozabijać. Westchnąłem cicho.
[taak~ niale chwilowe zmiany nastrojow xd]
No nie wierze. Az na chwile zapomnialem ze jest cos takiego jak jezyk w gebie. Parsknalem znowu smiechem i podchodzac do niego znowu wzialem go w objecia. Wysciskalem go mocno trzmajac policzek przy policzku. Oh byl taki cieplutki i taki teraz bezbronny ze mialem ochote go tak wytarmosic, wykochac, wyprzytulac. Co jak co mimo ze ja dostalem miano uroczego tak on dostaje miano slodkiego pracusia. Wiedzialem ze teraz to najmniej odpowiednia chwila by go tulac bo akurat tworzyl ae wez tu sie powstrzymaj od takiego. Do tego sie smial co juz jest czyms niespotykanym.
[wszystko ok..?]
Zaśmiałem się gdy usłyszałem, że opluł się wodą. Był zabawny. Ale naprawdę uważałem, że wyglądał uroczo gdy spał... Nie wiem, może byłem jakiś dziwny. A może to on był.
- Od dupy strony może też. Nie wiem, nie widziałem.~ - Powiedziałem radośnie, nadal się śmiejąc. Eh, jak ten idiota mógł tak łatwo mnie wprawić w dobry humor? Zacząłem serio mieć nadzieję, że utrzymamy kontakt, będziemy przyjaciółmi czy czym tam. Miałem nadzieję, że wytrzyma moje wahania nastroju...