- Co cię rozbawiło? - zapytałem z uśmiechem, wyciągając go z garderoby i chwytając za dłoń. Zabrałem go na dół do holu i podałem kurtkę, zgarniając swoją i wyszedłem na dwór. Może nie było zimno, ale coś cienkiego na w razie czego było bezpiecznym rozwiązaniem. Szczególnie, że nie chciałem, by Tae się przeziębił.
Zamknąłem za nami dom i schowałem klucze, łapiąc chłopaka za dłoń. Skierowaliśmy się do wyjścia z posesji.
- Do parku? - upewniłem się.
- Ach, no tak. Przecież byłeś ostatnio na swoich wielkich zakupach - zaśmiałem się cicho, przypominając sobie jak ledwo wniósł do domu ze trzydzieści reklamówkę z nowo zakupionymi rzeczami. Bo Kibum już taki był. Jak szedł na zakupy, to każdy sklep obchodził i kupował wszystko co mu się podoba. No cóż, stać go. No i interesuje się modą. Mogę być pewny, że nasze dzieci będą najmodniejszymi w mieście. Zaśmiałem się cicho pod nosem.
- Po prostu jak byłem ostatnio na zakupach, to zobaczyłem te spodnie. A że są prawie identyczne do twoich ulubionych to postanowiłem wziąć rozmiar większe, żeby były dobre, jak maluchy urosną - wytlumaczyłem z uśmiechem i czekałem tylko, żeby się upewnić, że będą pasować. Pasowały, na co uśmiechnąłem się zadowolony.
Poszedłem za nim, uśmiechając się lekko. Wiedziałem, że mi pomoże. W końcu to Key. A od kiedy zaszedłem w ciążę, to już w ogóle niemal wszystko za mnie robił. Patrzyłem więc jak wypakowuje walizki, a później wytrzeszczyłem oczy, kiedy wyciągnął nowiutkie dżinsy.
- Skąd ty je wziąłeś?! - niemal krzyknąłem z niedowierzaniem. Serio, bo ja ich nie kupowałem, ani nawet nie pakowałem, więc? Jak dużo miał jeszcze takich niespodzianek? Wziąłem dżinsy, zdejmując te już przyciasne i nałożyłem drugą parę, z ulgą zauważając, że pasują. Ufff, więc nie jestem skazany na dres.
- To chodź. - złapałem jego dłoń, ponownie kierując się na górę go garderoby, gdzie leżały wszystkie walizki. Przeszukałem dokładnie odpowiednie torby i z triumfalna miną wyjąłem spodnie bardzo podobne do ulubionych Tae, ale w większym rozmiarze. Podałem mu je z lekkim uśmiechem.
- Przymierz, powinny być dobre - powiedziałem, wyciągając nożyczki, by odciąć metki.
- Nie, chcę spacer. Powinienem znaleźć jakieś spodnie, nawet dżinsy, ale najpierw muszę je wszystkie wypakować, bo tylko te miałem wyjęte i dwie pary dresów - wskazałem na niezapięte spodnie. Ech, czeka nas sporo roboty, bo rzeczy naprawdę dużo do wypakowania, ale najpierw naprawdę chciałbym się przejść i zwiedzić okolicę. W końcu to nowe miejsce. Po co czekać? A i pogoda ładna.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i podszedłem do szafki wracając z pudełkiem chusteczek, które zaraz mu podałem.
- To może zrezygnujemy ze spaceru dzisiaj i pójdziemy popływać, a jutro rano powinni przywieźć część ubrań dla ciebie. Co ty na to?
Pokiwałem twierdząco głową. Przydałaby mi się. Jakby nie patrzeć. Uśmiechnąłem się delikatnie, odsuwając od niego i wytarłem oczy.
- Muszę znaleźć jakieś inne spodnie, bo tych niestety założyć nie mogę - dodałem, wstając. Nałożę nawet i dres, aby było wygodnie. Ech, głupie spodnie.
Głaskałem go po pleckach i szeptałem kojące słowa. Nie lubiłem, gdy moje kochanie ało, a z tym wiązały się łzy. Więc mimo iż wiedziałem, że te kropelki oznaczają wzruszenie nie mogłem bezczynnie na nie patrzeć.
- Chcesz chusteczkę, Minnie - zapytałem, gdy chłopak uspokoił się już, a jedynym objawem było pociąganie noskiem.
Starałem się uspokoić. Naprawdę się starałem, ale... hormony i emocje nie dawały mi spokoju. Zawsze jak już zaczynałem płakać, to na całego. Humorki, humorki. Jednak po kilku minutach mój płacz w końcu przemienił się w ciche pociąganie nosem, a łzy na policzkach po prostu wyschły.
- Też cię kocham - wyszeptałem dopiero teraz, bo wcześniej nie mogłem znaleźć swojego głosu.
Widząc jak po policzkach chłopaka zaczynają spływać łzy, usiadłem obok niego i mocno do siebie przytuliłem. Zacisnął dłonie na mojej koszulce, mnąc ją i moczył swoimi słonymi łzami.
- Shh... Nie płacz skarbie - wyszeptałem mu do ucha, delikatnie głaszcząc jego włoski i zaczynając uspokajająco nim kołysać.
Od razu oddałem pocałunek, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. On to robił dla mnie. Postanowił stworzyć całą kolekcję tylko dlatego, że byłem w ciąży. Gdyby nie to, to na sto procent nawet by o tym nie pomyślał. Poczułem jak do oczy napływając mi łzy i już po chwili tuliłem się do niego, próbując się uspokoić. Był dla mnie za dobry.
Obserwowałem jego rosnące zdziwienie, a jego minka robiła się coraz bardziej urocza, więc gdy tylko na mnie spojrzał wpiłem się w te malinowe usta. Zamruczałem zadowolony, czując jak oddaje każde drobne muśnięcie.
- Kocham cię Taeminnie. - wymruczałem, odrywając się od niego i patrząc mu w oczy. Chciałem, by nie musiał martwić się tak prozaiczną rzeczą, jak to w co się ubrać, lub użerać się z za małymi spodniami.
Zmarszczyłem brwi. O czym on mówił? Ruszyłem za nim, siadając na kanapie i zerknąłem na niego sceptycznie, a później zwróciłem uwagę na gazetę. Przeczytałem nagłówek... NO WAY! Z niedowierzaniem zacząłem czytać cały artykuł. Ubrania dla mężczyzn w ciąży. Naprawdę chce je projektować? Spojrzałem na niego z rozdziawioną miną.
- Kiedy ty... - zacząłem, ale nie dałem rady dokończyć zdania.
- Zostanie. - powiedziałem pewnym głosem, dalej głaszcząc jego brzuszek. - Co prawda to miała być niespodzianka, ale... nie chcę, żebyś się stresował, więc pokażę ci to już teraz. - uśmiechnąłem się lekko i pociągnąłem go do salonu, zabierając z szafki gazetę i podając mu ją, otwartą na konkretnej stronie. Był w niej artykuł, komentujący moją mającą niedługo wyjść kolekcję ubrań dla mężczyzn w ciąży.
- To już druga para spodni. Niedługo nie zostanie mi nic poza dresem - jęknąłem, poddając się w końcu. Ech, tycie, czyli jeden z mniej ciekawych aspektów ciąży. Mało pożądany i nieźle dobijający, ale tutaj naprawdę nie chodziło o to, że bym za dużo przytył, tylko o to, że w nic się nie zmieszczę. Kompletnie. I co ja będę nakładał? Szeroki dres chyba tylko...
Westchnąłem i chwyciłem jego dłonie, zabierając je z rozporka.
- Nie rób, bo rozerwiesz - powiedziałem spokojnie i wsunąłem mu dłonie pod koszulkę, kładąc je na powiększonym brzuszku. - Skarbie, teraz się w te spodnie nie mieścisz, ale za to mammy dowód, że nasze kochane fasoli rosną.
Spojrzałem na niego mega zirytowanym wzrokiem. Gdzieś miałem teraz dobre słownictwo.
- Nie zapina się! Po prostu się nie zapina! - niemal zawołałem, ciągnąc za zamek od spodni i po chwili sfrustrowany przestałem, klnąc jeszcze głośniej. Głupie spodnie!
Już na korytarzu słyszałem jego zdenerwowany głos, który bardzo dobrze niósł się po domu. Przyspieszyłem kroku, wytrzeszczając po chwili oczy, gdy do moich uszu doszły już wyraźnie sypiące się przekleństwa. Wparowałem do holu i zatrzymałem się przy chłopaku.
- Ej, ej Tae! Czego cię uczyłem? Żadnego przeklinania - powiedziałem lekko zdezorientowany, zatrzymując się obok niego i muskając jego rękę dłonią. - Co się stało?
Plątałem się nieco po domu, ale w końcu stwierdziłem, że chyba czas się ubrać. Wszedłem więc do naszej wielkiej garderoby - większość rzeczy należała do Key - i wybrałem swoje ulubione rurki oraz zwykły, żółty T-shirt. Nałożyłem na siebie górną garderobę, a później zacząłem naciągać rurki i... co do jasnej ciasnej?! Nie zapnę spodni! Ej, bez jaj, te spodnie to moje ulubione! Nie mogą się już teraz na mnie nie mieścić! Wyszedłem szybko z garderoby, idąc na dół i wciąż próbując dopiąć spodnie, klnąc przy tym siarczyście pod nosem.
- Z tobą wszędzie, skarbie. - odpowiedziałem, czując zaraz bitą śmietanę na nosie, ale widząc że chłopak ucieka postanowiłem go nie gonić. Starłem z nosa białą słodycz i skończyłem jeść śniadanie, by posprzątać po nim i pójść się ubrać. Spodziewałem się, że chłopak, jak zawsze, będzie nadal 'w proszku', więc nie śpieszyłem się za bardzo. Wybrałem pasująca bluzkę, spodnie, buty i dodatki, powoli zaczynając się ubierać, by zejść zaraz na powrót do holu.
Bardziej się zarumieniłem na jego słowa. Cieszyłem się, że ja i dzieci byłem dla niego tak bardzo ważny.
- Nie zestrachany tylko nie wiedziałem, czy byś chciał, ale jestem za parkiem i placem zabaw. Z chęcią bym się pohuśtał - odpowiedziałem, posyłając mu jeden ze swoich słodkich uśmiechów, a później wsadziłem palca wolnej dłoni w bitą śmietanę i maznąłem nią jego nos, śmiejąc się i pokazując mu język, by po chwili zerwać się z krzesła i zwiać z kuchni z głośnym śmiechem.
- Ej, ej, co taki zestrachany? - zapytałem zdziwiony i chwyciłem jego dłoń w swoją, splatając razem nasze palce. - Praca nigdy nie będzie nawet w połowie tak ważna jak ty i fasolki. - uspokoiłem go i zacząłem głaskać kciukiem jego dłoń z wierzchu. - Przejdziemy się razem. W pobliżu jest duży park,a w nim taki fajny plac zabaw, na który możemy zajrzeć. Co ty na to? Dawno cię nie huśtałem. - dodałem, chichocząc cicho.
- Może wyjdziemy gdzieś po śniadaniu? To znaczy... jeśli nie masz roboty z projektami, bo wiem, że przez przeprowadzkę nieco je zaniedbałeś i trochę ci się zebrało do zrobienia, to wtedy mogę pójść sam - wymamrotałem, zagryzając dolną wargę. Bummie miał teraz spore zaległości przez załatwianie wszystkiego z domem i przeprowadzką ogólnie. No i jeszcze ja wraz z ciążą. Może jednak wolał zająć się trochę pracą?
Mruknąłem coś i kiwnąłem głową, że słucham buzię mając zajętą jedzeniem i zaczynając przygotowywać nowego gofra. Śmietana, truskawki i czekolada. Mniam. Gdy chłopak nadal milczał, wbijając we mnie intensywny wzrok odwróciłem się w jego stronę.
- Co Taeś? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
- Pyszne - odpowiedziałem, czerwieniąc się, kiedy zlizał z moich ust śmietanę.
- Bummie? - odezwałem się cicho, zajadając się gofrem i zerkając na niego co chwilę. Miałem ochotę gdzieś wyjść. Może zwiedzić okolicę? Zrobić małe zakupy? Nowe miejsce, to po co siedzieć w domu? Chociaż nasz dom naprawdę mi się podobał. Był przytulny i duży.
Dopiero gdy na talerzu obok mnie piętrzył się stosik kilkunastu gofrów uśmiechnąłem się usatysfakcjonowany. Odłączyłem gofrownicę, a talerz zaniosłem na stół i usiadłem obok Tae.
- Dobre? - zapytałem i z uśmiechem pochyliłem się, zlizując z kącika jego ust bitą śmietanę. Widząc jak lekko się czerwieni mój uśmiech się poszerzył, a ja wróciłem do swojego gofra, który zacząłem ozdabiać smakołykami.
Obserwowałem jak wyciąga smakowicie wyglądającego gofra i po chwili już siedziałem za stołem, nakładając na niego sporą ilość słodkości. W końcu odgryzłem kawałem i westchnąłem z zadowoleniem, czując tę pyszność w ustach. Mówiłem już, że uwielbiam kuchnię Key? Nawet jeśli to zwykły gofr, to i tak to uwielbiam. Dobrze, że chociaż on umie gotować, bo z moim zdolnościami kulinarnymi, a raczej ich brakiem, nie dość, że ja sam bym padł z głodny, to i moje dzieci też. A tak nie groził nam głód.
Przepraszam, muszę usunąć to konto na roleplay bo nie ogarniam wiadomości i z paru innych powodów. Czy mógłbym zarezerwować sobie GD? Wrócę po niego najszybciej jak się da, może nawet jeszcze dziś TT