- G-gege...! - burknął oburzony i już miał zacząć okładać go pięściami, kiedy wyjął z buzi czekoladę i zobaczył, że ma ona kształt pandy. Zaczerwienił się cały, po czym cała jego złość wyparowała i mocno cmoknął mężczyznę w kącik ust. - Jesteś kochany nawet, jak próbujesz mnie wkurzyć - oznajmił przy tym, uśmiechając się nieśmiało.
Dzisiaj był jego ostatni dzień w czarnych, naturalnych włosach. Nie żeby żałował, czy coś. Po prostu... Jakoś nie był przygotowany na taką zmianę w wyglądzie. A jeśli będzie wyglądać jeszcze bardziej jak morderca? Brr. A jeśli Wu Fanowi się nie spodoba? Jeszcze gorzej. Z takimi też myślami, które nękały go przez całą drogę, dotarli do domu.
(dorm ^^)
Wrzuciłem do koszyka resztę zakupów i uśmiechnąłem się, kiwając głową na widok tych wszystkich czekolad. Poczochrałem włosy chłopaka z należytą czułością i skierowałem się do kasy. W trakcie czekania w kolejce, zobaczyłem czekoladę na patyku w kształcie pandy. Tak przynajmniej pisało na opakowaniu. Upewniwszy się, że Tao nie patrzy, jednym zwinnym ruchem położyłem ją na ladzie i spojrzałem się na bruneta jak gdyby nigdy nic. Kiedy wyszliśmy ze sklepu trzymając ciężkie siatki, wyjąłem z jednej ową czekoladkę, a po rozpakowaniu, wcisnąłem w usta ciągle gadającego Tao.
- Ucisz się już - powiedziałem z rozbawieniem patrząc na oburzoną minę chłopaka.
Szybko pobiegł po wszystkie potrzebne czekoladowy i o dziwo nie zapomniał o żadnej z nich... Niby jak miał to zrobić, skoro Wu Fan kazał mu wziąć wszystkie. No to wziął. Oprócz tych, jakie wymienił, do koszyka wrzucił jeszcze łaciatą, truskawkową i do tego tę ostrą, z kawałkami papryczek chili. Gdy wrócił z tryumfalnym uśmieszkiem Wu Fan trzymał już w rękach czerwoną farbę... Przełknął ślinę. Cholera, będzie wyglądać tak samo jak jego kuzyn... Ale czego się w sumie nie robi dla tych długich blond włosów.
- Wedle życzenia... księżniczko. - Pozwoliłem pociągnąć się do sklepu. Stanąłem przy dziale ze słodyczami. - Okej Tao. Dostajesz kolejną szansę, wtedy gotowałeś, teraz będziesz piec.Leć po kilka tabliczek czekolady, w każdym smaku. Biała, czarna, mleczna, miętowa, o smaku czerwonej fasoli. Wszystkie. - Niczym generał wskazałem chłopakowi całkiem dużą pułkę z tego typu przysmakami, a sam poszedłem po składniki takie jak mąka, olej, masło. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, w końcu Zitao znów miał krzątać się po kuchni i nie być już stroną pośrednią. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem wybierać odpowiednią mąkę.
- Tak, upieczesz. Ale potrzebujemy składniki, pabo! - Pokazał mu język, po czym roześmiał się dźwięcznie i z czułością ucałował go w policzek. - To może... Hmm... Czekoladowy? Z wiórkami czekoladowymi. I polany miodem. A do tego dużo, dużo, dużo bitej śmietany! - Dodał jeszcze podekscytowany, rękoma mniej więcej pokazując jej wymarzoną, ogromną ilość. - Dobra, to chodź... Hmm, tutaj! - Z zastanowieniem pociągnął Wu Fana w stronę sklepu, gdzie mogli znaleźć wszystko, co potrzeba. I składniki, i farbę.
- Hm? - Potrząsnąłem głową, budząć się z lekkiej zadumy. - Myślałem, że może jakiś upiekę. Wybór co do smaku zostawiam tobie. W końcu nawet jeśli wybrałbyś cebulę czy coś podobnego i tak wykonałbym je bez zarzutu. - Zamrugałem szybko w stronę Tao z szyderczym uśmieszkiem, nieskromnie podkreślając moje umiejętności gotowania. Ścisnąłem jego dłoń mocniej i parsknąłem cichym śmiechem. - No i oczywiste, że kupię ci farbę. Sam ci ją zresztą wybiorę, znając ciebie pomyliłbyś czerwony z czarnym... I tyle by z tego wyszło. - Wymierzyłem Tao kuksańca w bok.
- Okej, okej... Ale ty kupujesz farbę - odparł z przebiegłym uśmieszkiem, po czym wziął klucze zza lady i poprowadził Krisa przed sklep, by go zamknąć. Męczył się z zamkiem i wszystkimi zabezpieczeniami dobre dziesięć minut, zanim w końcu mógł odetchnąć i ruszyć wraz z mężczyzną prosto do miasta. Po drodze minęli jeszcze stanowisko, gdzie siedziała i wynudzała się Roori. Tym razem bez cienia zazdrości uśmiechnął się i pomachał w jej stronę. Dlaczego? Bo trzymał Wu Fana za rękę. I było widać, że są razem. To tak jak oznaczenie swojego terenu, tylko że o wiele bardziej widoczne.
- Na jaki tort miałbyś ochotę?
Zaśmiałem się i z wyraźnym rozbawieniem spojrzałem chłopakowi w oczy. No cóż, coś za coś. - W porządku, będę je co najwyżej lekko podcinał, żeby pozostały w takiej długości. - Zarzuciłem kitką i uśmiechnąłem się, po czym pocałowełem Zitao w czubek nosa. Rozejrzałem się w lewo i w prawo, by potem zerwać się i przeciąnąć.
- To jak, idziemy? Po drodze wstąpimy po farbę, a jak wrócimy... Mam ochotę na jakiś tort - powiedziałem i podałem brunetowi rękę chcąc go podnieść.
- M-mwo...? - Na wspominkę o czerwonych włosach niespodziewanie rozbudził się. Czyżby... Czyżby Kris przypomniał sobie o tym felernym plakacie? Ale przecież to nie był on, tylko jego kuzyn! Takie farbowanie jedynie przysporzy mu kłopotów... Prawdopodobnie... Chyba że miałoby to sprawić radość Wu Fanowi... Westchnął. Zdecydowanie za bardzo ulegał urokowi dryblasa. - Dobra. Ale jak ty nie zetniesz swoich kłaczków - oznajmił, po czym zaczął się bawić kitką mężczyzny. Uwielbiał jego włosy, poza tym blondyn zdecydowanie dobrze wyglądał, jeśli były dłuższe.
- Będę. Zawsze. - Objąłem dłonią chłopaka i ucałowałem go w czubek tej carnej czupryny. Po kilu minutach ciszy, Tao zasypiał mi w ramionach. - Powinienem chyba iść niedługo podciąć włosy. Ten kucyk zaczyna mnie irytować. - Trąciłem ręką związany z tyłu włosów kosmyk i westchnąłem. Ta myśl wpadła mi po zobaczeniu Tiana. Gdyby zakrył swój tatuaż, dosłownie każdy mógłby nas pomylić. Nie chciałem być do niego podobny. W pewnym momencie przypomniałem sobie plakat w Bubble Tea Cafe. - Taoś, pofarbujmy cię na czerwono.
- Żebyś zawsze przy mnie był. Tylko tego chcę - mruknął, wtulając się w Wu Fana i z czułością całując go w wystającą kość obojczykową. Nie przejmując się tym, że ktoś może ich zobaczyć, przecież to było nieważne. Liczył się tylko ten blondyn tuż przed nim. Ręką odnalazł jego dłoń i, drżąc pod wpływem jej zimna, splótł ich palce razem. Mógłby zostać w tej pozycji już zawsze. Zwłaszcza że doskonale słyszał bicie serca Krisa. Serca, w którym gdzieś tam i on miał swoje miejsce. Mimowolnie uśmiechnął się.
Spojrzałem na chłopaka podejrzliwie.
- A czego oczekujesz? - burknąłem. Jak ja mogłem myśleć, że ta mała panda zrobi coś bezinteresownie? Uniosłem brwi w geście zniecierpliwienia. - Spróbuj tylko wymyślić coś chorego, a będziesz spał sam. I kto wie, w końcu zapowiadają burze przez najbliższe dni. - Posłałem Tao wredny uśmieszek.
- A co z tego będę miał, hm? - Uśmiechnął się tryumfalnie, po czym ucałował Wu Fana w czubek nosa. Czuł się, jakby pierwszy raz w życiu to on zdobył nad starszym przewagę i tym razem wcale nie zawaha się jej wykorzystać na swój własny sposób. Zwłaszcza, że przecież chodziło tu o całe pół godziny! Skandal, kto to widział! - No, to jak będzie? - Dodał jeszcze po namyśle.
Pokiwałem głową i westchnąłem. Aż pół godziny? A niech to.
- Nie możemy zerwać się wcześniej? - zapytałem niemal z błaganiem w głosie i zrezygnowany spuściłem głowę. Byłem dzisiaj wyjątkowo zmęczony, chciałem tylko wrócić do domu, włączyć telewizję i obejrzeć jakiś głupi i niewymagający myślenia program, przy którym prawodopodobnie bym zasnął. - Taooo... - Zrobiłem minę zbitego szczeniaczka i wydąłem dolną wargę.
- Wyglądasz jak taki zaspany, groźny smok, gege - odpowiedział z rozbawieniem, głaszcząc Wu Fana po tych jego miękkich kosmykach włosów. Rozejrzał się jeszcze na wszelki wypadek po pomieszczeniu, a gdy upewnił się, że nikogo tu nie ma i raczej już nikt nie odwiedzi salonu, usiadł mężczyźnie na kolanach i ucałował go w sam czubek głowy.
- Za pół godziny kończymy - oznajmił jeszcze, uśmiechając się ciepło w stronę zaspanego Krisa. Nie miał mu za złe tego, że zasnął, a wręcz przeciwnie, tym lepiej, że uciął sobie małą drzemkę. Tao dzięki temu mógł się skupić na klientach i ogólnym ogarnięciu sklepu.
Usłyszałem głos, odbijający się echem w mojej głowie. Westchnąłem i podniosłem głowę, lustrując zaspanym wzrokiem pusty sklep. Cholera, miałem nie zasypiać.
- Już koniec? - Wyciągnąłem ręce i oplotłem młodszego w biodrach, wtulając się w jego brzuch. Przez chwilę poczułem się jak dumny ojciec. Przez chwilę, bo zaraz potem moje uszy uderzył dźwięk chichotu Tao. - Co cię tak śmieszy? - zapytałem rozleniwionym głosem.
Gdy zdążył wymacać chyba już każdą torebkę i przy okazji uciąć sobie krótkie pogadanki z klientkami, których efektem było sprzedanie kilku lepszych, a co za tym idzie, droższych modeli torebek, zauważył, że Wu Fan uciął sobie najwidoczniej krótką drzemkę tuż za ladą. Z uśmiechem do niego podszedł i zaczął dźgać go w żebra.
- Hej, dryblasie... Budzimy się - wyszeptał, próbując przy tym nie chichotać. Poranne wydarzenia z Tianem w pewien sposób zostały wymazane z jego świadomości.
Z daleka obserwowałem jak Tao ogląda po kolei każdą toorebkę, wdycha jej zapach i czasami nawet dotyka. I tak spędziliśmy następne kilka godzin- ja siedziałem przy ladzie, a Tao przechadzał się po sklepie.Kiedy centrum zaczynało pustoszeć, przeciągnąłem się i przeciągle ziewnąłem. Oparłem głowę o ladę, podpierając ją rękoma i przymknąłem oczy. Nie miałem zamiaru zasypiać, a po prostu choć przez chwilę zamknąć oczy i niczym się nie przejmować.
Zarumienił się lekko, po czym piąstkami przyciągnął do siebie twarz mężczyzny i złożył na jego utach drobny, lecz czuły pocałunek. W końcu w każdej chwili mógł ktoś wkroczyć do sklepu i ich zobaczyć... A tego raczej Tao nie chciał. Przejechał jeszcze językiem po ciepłych wargach Krisa i odsunął się od niego z tryumfalnym uśmieszkiem. I zanim ten choćby zdążył się obejrzeć, szatyn już siedział przy torebkach i pod pretekstem sprawdzenia ich stanu muskał palcami czarną skórę, napawając się jej uzależniających zapachem. W pewien sposób aromat ten odwodził go od wcześniejszych, bolesnych zdarzeń. Bał się, że zobaczy Tiana ponownie... I że Kris nie będzie mu już jak miał pomóc.
- Nie mam zamiaru – powiedziałem i uśmiechnąłem się promiennie. To wszystko było tak cholernie skomplikowane. - Pomacałeś już te torebki? Tym razem jako ochroniarz, może przymknę na to oko… O ile dostanę coś w zamian. – Zrobiłem dziubek i przechyliłem się w stronę chłopaka, ledwo powstrzymując śmiech. Wyglądałem teraz jak diva w okresie przedpremierowym w zaawansowanym stadium samouwielbienia.
- Zostańmy - odparł, siląc się na słaby uśmiech. Roori nie było już w sklepie, zostali sami. - I ty mnie nie zostawiaj. Okej? - Dodał jeszcze, biorąc w drżące łapki kubek z kawą i zaczynając ją pić. Mimo iż była zimna. Mimo iż poczuł w ustach jej cierpki smak. Od razu ją polubił, bo to Kris mu ją przyniósł. Choć czasem tego nie mówił, to doceniał to wszystko, co Wu Fan dla niego robił. Gotował, nosił na ramionach, dbał, doprowadzał nad skraj rozkoszy, kupował Gucci, chodził do niego do szpitala, bronił przed całym złem tego świata... Tao sam nie wiedział, jak ma mu się odwdzięczyć. Nie pomogłyby żadne słowa, żadne czyny i gesty, by opisać to, co zrobił dla niego Krisa. Po prostu skoczyłby za tym dryblasem w ogień, gdyby to miało mu jakoś pomóc. Wszystko by dla niego zrobił, ot co.
Spuścił wzrok, by zacząć miętolić w dłoni bransoletkę od starszego.
Nie przejmując się spojrzeniami ludzi, przygarnąłem chłopaka do siebie i mocno go przytuliłem.
- Nigdzie. Nie. Chodzisz. Od. Tej. Pory. Sam – powiedziałem, wysilając się na każde pojedyncze słowo. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby tamta glista zrobiła coś Huangowi. Wbrew pozorom Tao mógłby się nie pozbierać po gwałcie i nie podejść do niego w tak zdystansowany sposób jak ja. A najgorsze było to, że Tian dobrał się do niego tylko i wyłącznie dlatego, że młodszy był ze mną. Ta pierdolona zazdrość i chęć uprzykrzenia mi życia.
- Chcesz wrócić do domu, czy dasz radę wrócić do sklepu? Przyniosłem wcześniej dla ciebie kawę, ale pewnie już wystygła… - burknąłem, nadymając policzki i próbując nieco rozbawić bruneta.
- Wiesz... Nie wybaczyłbym sobie, gdyby on cokolwiek ze mną zrobi... - oznajmił, łapiąc Wu Fana za rękę i mocno splatając ich palce. Był zbyt roztrzęsiony, by teraz myśleć o czymkolwiek innym. Chciał jedynie wrócić do salonu, poprzytulać się do Krisa i może pomacać trochę torebki... Świadomość tego, że gdyby blondyn nie poszedł go szukać, to zostałby zgwałcony, wystarczająco go przytłaczała.
- Wo ai ni... - szepnął jeszcze cicho i cholernie nieśmiale. Czemu u nich nie mogło być spokojnie...? Teraz... Teraz zostawała tylko triada. A znając ich szczęście, to już niedługo jego rodzina wręcz musiała się pojawić.
Wziąłem głęboki oddech, próbując się opanować i jedną dłonią nasunąłem na Tao spodnie, a drugą zdarłem mu materiał krępujący jego usta. Następnie zająłem się paskiem i zerwałem go z rąk młodszego. Kiedy tamten złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia, nie ruszyłem się z miejsca, a cały czas wpatrywałem się w wijącego się z bólu Tiana.
- Ostatni raz cię ostrzegam, podejdź do niego chociaż na kilometr, a następnym razem utnę ci jaja. – Zbliżyłem się do niego i ukucnąłem. – A teraz grzecznie pójdziesz do obsługi centrum i wciśniesz im bajeczkę, że jesteś chory na epilepsję, przez co nie kontrolowałeś swoich ruchów i zbiłeś lustro – wyszeptałem i uśmiechnąłem się ironicznie, a widząc, że blondyn pospiesznie kiwa głową, wstałem i obejmując Tao w talii, wyszedłem z łazienki.
Opadł kolanami na podłogę, próbując się uwolnić z więzów, jednak nie mów. Przez zaszklone oczy wpatrywał się na to, co Wu Fan wyrabia z Tianem... I ani trochę nie było mu go żal. Wręcz przeciwnie, gdyby mógł, to sam by temu skurwielowi nakopał jeszcze bardziej, aż ten by nie umarł. Kiedy jednak uświadomił sobie, że są w miejscu publicznym i Kris może przez to odpowiadać w sądzie lub ewentualnie posiedzieć w areszcie, szybkim krokiem podszedł do niego i całym ciężarem ciała odepchnął od poobijanego blondyna. Tak, by ten już nic nie mógł mu zrobić. Tian zjechał po ścianie, krwawiąc z buzi i łapiąc się za trochę bardziej uszkodzone krocze.
Tao próbował powiedzieć cokolwiek, jednak miał zakneblowane usta. Po prostu schował zapłakaną twarz z zagłębieniu szyi, starszego, tak bardzo się ciesząc, że ten przybył mu na ratunek. Kochany dryblas, najukochańszy we wszechświecie.
Szybkim krokiem wszedłem do WC i rozejrzałem się. Już miałem wyjść, jednak usłyszałem jakby dźwięk rozdzieranego materiału. Pochyliłem się i zobaczyłem buty Tao... i jeszcze czyjeś. Nie. To nie mógł być... Otworzyłem drzwi od kabiny i spojrzałem na Tiana, który bezczelnie obmacywał… płaczącego Tao. On płakał. Przełknąłem ślinę, po czym złapałem zaskoczonego Tiana za tak zwane szmaty i szarpnąłem nim, aż uderzył plecami o lustro z taką siłą, że widać na nim było pajęczynę, spowodowaną pęknięciem. Kątem oka popatrzyłem jeszcze czy Tao nic nie jest, a kiedy z ulgą stwierdziłem, że mój chory braciszek nie dobrał się do bruneta w TEN sposób, obróciłem się w jego stronę i celując w szczękę, uderzyłem go pięścią z taką siłą, że pozbawiłem go dwóch zębów, po czym obróciłem i przygwoździłem do ściany, unieruchamiając ręce i z kolana kopiąc od tyłu w jego jądra.
- Nie pozwolę, żeby taki skurwiel jak ty przekazał swoje geny dalej – syknąłem, mając nadzieję, że Tian miał świadomość, że w tym momencie prawdopodobnie pozbawiłem go płodności.
- Z-zostaw... mnie...! - jęknął z zaskoczeniem, gdy Tian unieruchomił jego nadgarstki skórzanym paskiem i obrócił go twarzą w stronę ściany. Poczuł, jak coś twardego napiera na jego pośladki ukryte za materiałem spodni, jednak nie miał już okazji krzyknąć, bo ten idiota zasłonił mu i buzię jakimś materiałem. Cholera, nie mógł już nic zrobić, obronić się. I tak w ogóle skąd on się tu wziął?! Jak to jest możliwe?! Czemu... Czemu nie ma tu Wu Fana...?
Wierzgnął biodrami, lecz w odpowiedzi poczuł jedną z rąk mężczyzny, która mocno zacisnęła się na jego sutku, podczas gdy druga rozpięła i zsunęła jego spodnie do połowy ud, przy okazji zahaczając o męskość. Nie, nie podnieci się. Nie da satysfakcji temu choremu skurwielowi.
- Skarbeńku, chyba nie zaczniesz teraz płakać - wyszeptał Tian, po czym przygryzł płatek jego ucha. I dokładnie wtedy ze zdziwieniem stwierdził, że po jego policzkach obficie spływają łzy... Taki bezsilny, taki cholernie bezsilny... Kris... Gege...
Po kilkunastu minutach zauważyłem, że nigdzie nie ma tej upartej pandy. Westchnąłem, domyślając się, że pewnie wyparował, targany zazdrością. Poprosiłem Roori, aby popilnowała chwilę sklepu, na co ta energicznie pokiwała głową i usiadła za ladą. Jedyne miejsce gdzie nie ma prawie nikogo, lub ludzie pojawiają się sporadycznie... Toaleta!
(Dobra, rozwijaj sytuację, dramatyczna pando xD)
Widząc Krisa, który witał się z jakąś dziewczyną... Nie, nie jakąś - Roori... Wezbrały się w nim ogromne pokłady zazdrości. Zwłaszcza że dziewczyna, która weszła do sklepu, była wyjątkowo ładna i miała śliczne dołeczki w policzkach, jak się uśmiechała. Nie, musiał ufać Wu Fanowi. No ale jak, kiedy za ladą stała taka śliczna brunetka, która, jak gdyby nigdy nic, świergotała sobie z dryblasem.
- Ja... Muszę do łazienki - mruknął, po czym szybko uciekł ze sklepu i poszedł w stronę WC. Oczywiście nie spodziewał się tego, co zobaczy po drodze. A raczej kogo. Nie zdążył zareagować. Został wciągnięty do jednej z toalet, nie mogąc nawet krzyknąć, bo ktoś zasłonił mu dłonią usta.
- Co do kur-... Tian?! - syknął i już chciał wyjść, kiedy został przytrzymany przez mocny uścisk mężczyzny.
- Policzymy się za tę ranę, kochaneczku - usłyszał w odpowiedzi i został agresywnie przyparty do ściany, czując na swoim brzuchu obślizgłe łapy blondyna.
Przepraszam, muszę usunąć to konto na roleplay bo nie ogarniam wiadomości i z paru innych powodów. Czy mógłbym zarezerwować sobie GD? Wrócę po niego najszybciej jak się da, może nawet jeszcze dziś TT