Przestał płakać, gdy Kris wyciągnął go w stronę nagrobka. Przed zmarłymi nie powinno się okazywać ku czy żalu. Przecież byli szczęśliwi tam, w górze. I był pewien, że również mama Krisa obserwuje ich z góry, toteż nie mógł zrobić na niej złego wrażenia. No dobra, pomijając określenie "mój prześladowca", to wyszło całkiem nieźle. Odetchnął, po czym z szacunkiem ukłonił się, chcąc tym samym powitać zmarłą kobietę.
Tak właściwie to zastanawiał się, jak to wszystko wygląda w niebie. Czy dusze pamiętają swoje życie ziemskie? Czy też może zapominają o wszystkim... W tym o swojej miłości...? Nawet jeśli umrze, to nigdy nie zapomni o Wu Fanie. I kiedy tak zaczął kontemplować o tym niezwykle zajmującym temacie, nagle poczuł na sobie słodkie usta blondyna.
- Zdecydowanie to drugie... - odpowiedział nieco ciszej, nie chcąc przeszkadzać spoczywającym tutaj ludziom. Tak, wierzył w to, że samą rozmową mogą zakłócić ich wieczny spoczynek. Niestety, wszystko poszło w diabli, gdy niespodziewanie zaczął się śmiać. Pociągnął mężczyznę w stronę wyjścia, idąc coraz to szybciej, aż w końcu biegnąc. Zapowiadało się na deszcz.
(Ok :3)
Przyciągnąłem chłopaka do siebie mocniej, chcąc mu pokazać, że wszystko gra. Pocałowałem czubek jego głowy i zacząłem delikatnie kołysać go w ramionach. Nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego, jednak byłem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Złapałem chłopaka za rękę i pociągnąłem w stronę nagrobka. Widziałem, że Tao również lekko się ukłonił.
- To jest... mój prześladowca - powiedziałem, przygraniając bruneta do siebie. - A to...moja mama - wyszeptałem Huangowi do ucha i uśmiechnąłem się.
- Przepaszam mamo, ale muszę zabrać tego obiboka na jakąś bubble tea, bo zara zacznie narzekać, że o niego nie dbam. Trzymaj się. Wpadnę jeszcze - rzuciłem i zdmuchnąłem świecę, pozwalając by waniliowa woń rozniosła się wokół nas. Nadal trzymajac Tao za rękę, zacząłem iść w kierunku bramy wyjściowej. Czułem, jakby tamten bolesny rozdział mojego życia został wreszcie zamknięty. Spojrzałem na chłopaka, który pustym spojrzeniem wgapiał się w niebo. Chcąc go nieco rozbudzić, podarowałem mu szybkiego buziaka w usta, na co ten odskoczył i wpatrywał się we mnie jak sroka w gnat.
- Patrzysz się na te nudne pnie za mną czy może podziwiasz boga seksu stojącego przed tobą? - zapytałem śmiejąc się i widząc, że Zitao również zanosi się śmiechem.
Kris zauważył jego obecność. Próbował gdzieś uciec, jednak czuł się osaczony, toteż stał jak kołek, wpatrując się w zbliżającego się mężczyznę. Gdy ten kazał mu do siebie podejść, początkowo opierał się, jednak po dobrej chwili z płaczem wskoczył w objęcia Wu Fana. Zaczął obcałowywać jego twarz, a w każdy pocałunek wkładał jak najwięcej czułości, miłości i wszystkiego, czym darzył blondyna. Kochał go. Tak bardzo go kochał.
Odnalazł jego dłoń i splótł ich palce razem.
- Gege... - wyszeptał w przerwie pomiędzy kolejnymi pocałunkami. - Chcę być już na zawsze z tobą...
[dobra, ja spadam. będę jutro po 12 </3]
Ponownie usłyszałem szelest. Wstałem i badawczym krokiem podszedłem do drzewa o dosyć grubym pniu. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem za nim Tao. Uśmiechnąłem się mimowolnie, jednak był to szczery uśmiech. Naprawdę cieszyłem się, że go widzę.
- Ciekawość zaprowadzi cię kiedyś do piekła - skwitowałem, opierając się o drzewo z zawadiackim uśmieszkiem. Chłopak stał jak kamień i wpatrywał się w moje oblicze, zupełnie jakby analizował każdy atom, każdą cząstkę mojej świadomości i moich myśli. Rozłożyłem ręce chcąc go przytulić. Nie byłem ny. Wreszcie przyszedłem do mamy, aby powiedzieć jej o czymś dobrym.
- No chodź - powiedziałem.
Słyszał monolog Krisa, próbując powstrzymać napływające mu do oczu łzy. Nie, nie łzy bólu. ku, a jednocześnie nieopisanego szczęścia. Stał za tym głupim drzewem, próbując się nie zdradzić. Jego włosy rozwiał zimowy, ostry wiatr, przez który dłonie robiły mu się coraz to zimniejsze. Nie to było jednak teraz ważne.
Wyjrzał lekko za drzewa, a gdy zobaczył Wu Fana w takim stanie... Miał ochotę podejść, przytulić go, pocałować... Powiedzieć, że już wszystko będzie dobrze. Teraz już rozumiał zachowanie mężczyzny, był w stanie wyobrazić sobie, jakie cierpienie przeżył on w swoim życiu... Już nigdy nie spojrzy na niego krzywo, nie obrazi się...
Najgorsze naszło dopiero, gdy Kris zaczął mówić o Zitao. Zamrugał oczami, nie kryjąc już swojego zdziwienia. Chciał uciec, zaszyć się gdzieś, udawać, że wcale nie słyszał tej rozmowy... A przede wszystkim jakoś zakryć te przerażająco różowe policzki, którymi ozdobiona była jego twarz. Cofnął się o kilka kroków, nie chcąc, by mężczyzna usłyszał jego jak najcichszy szloch.
Z kieszeni wyjąłem małą, białą świeczkę o zapachu wanilii, którą kupiłem po drodze i postawiłem ją pred nagrobkiem. Kilkanaście sekund szukałem zapalniczki, a gdy w końcu ją znalazłem, zapaliłem świecę i uśmiechnąłem się.
- Jak widzisz, preszedł mi już okres, w którym potrafiłem siedzieć tu i zasmusać cię płaczem, prosząc byś wróciła - powiedziałem i spojrzałem w górę na zarumienione niebo, wypuszczając powietrze z płuc. Usłyszałem jakby chrzęst liści i obróciłem nerwowo głowę, jednak stwierdziłem, że to po prostu jakaś wiewiórka.
- Wiesz mamo... Odkąd ostatni raz tu byłem zwierzałem ci się z mojej pracy, której pewnie byłabyś przeciwna, gdybyś nadal była... tu ze mną...Ale chcę ci tylko powiedzieć, że z tym skończyłem. Przeprowadziłem się i mieszkam teraz w domu wariatów...- Zaśmiałem się na końcu, jednak po chwili spoważniałem. - A jednego z tych wariatów kocham. Co byłby ze mnie za syn, gydbym ci o tym nie powiedział? - Uśmiechnąłem się po raz kolejny na wspomnienie o upartym i aroganckim brunecie.
Przez całą drogę szedł cicho za Krisem, nie mogąc się nadziwić, że ten w ogóle go nie zauważył. Szli nieznanymi Tao ścieżkami i gdyby nie ta blond czupryna, to już dawno zgubiłby tego dryblasa. Jakież było jego zdziwienie, gdy wylądowali... na cmentarzu.
Nogi trzęsły mu się jak galarety. Zmniejszył odległość między nimi, a kiedy Wu Fan przystanął, z szybko bijącym sercem schował się za jednym z drzew. To nie było dobre, że podsłuchiwał. Ani trochę.
Jednak gdy usłyszał ciche "cześć mamo", coś w nim pękło i gdyby nie to, że starszy mógłby go usłyszeć, najprawdopodobniej z jego oczu poleciałyby szczere łzy. A więc... to tu przyszedł.
Czując jak mocny wiatr owiewa mi szalik, przystanąłem i przymknąłem oczy. To miejsce było jakby zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nie chodziło o to, że cmentarz ma tą specyficzną atmosferę pustki i cierpienia. Zawsze kiedy tu byłem, inne problemy schodziły na bok. Tutaj miałem szansę trochę powspominać, być przez moment Wu Fanem, którym byłem kiedyś. Zacząłem iść wąską uliczką, skręcając to w lewo to w prawo, aż wreszcie dochodząc do małego, wyglądającego jak tysiąc innych, nagrobka. Ukłoniłem się lekko i włożyłem ręce do kieszeni.
- Cześć mamo - powiedziałem i ukucnąłem przy kamiennym krzyżyku.
Przepraszam, muszę usunąć to konto na roleplay bo nie ogarniam wiadomości i z paru innych powodów. Czy mógłbym zarezerwować sobie GD? Wrócę po niego najszybciej jak się da, może nawet jeszcze dziś TT